To tylko zwykła Lalka

Minęło kilka lat. Marta, będąc już po dwudziestce, szła wąskim chodnikiem wzdłuż Uniwersytetu Sztuk Pięknych. Obcasy lekko stukały o kocie łby, a tłum turystów i studentów przelewał się wokół niej niczym rzeka. Mimo gwaru czuła się wyobcowanie.
Ubrana cała na czarno, z szerokim kapeluszem rzucającym cień na jej bladą twarz, a spod jego rąbka lekką falą mieniły się blond-rdzawe włosy. Wyglądała bardziej jak zjawa niż zwykła dziewczyna. Głowę miała opuszczoną, jakby chciała się ukryć. Kątem oka dostrzegała szeptane komentarze

i ukradkowe spojrzenia – zwłaszcza ze strony znajomych z akademika czy uczelni.
Mimo, ze Studiowała rzeźbę, a w jej klasie przewijały się różne ekscentryczne postacie – artyści
z dziwnymi nawykami i nietypowymi pomysłami – a jednak każdy z nich zdawał się mieć swoje miejsce w społeczności. Każdy, oprócz niej.

Była odizolowaną introwertyczką, której nikt nie starał się lepiej poznać. Może dlatego, że sama nie dawała im takiej szansy.

Albo to ta dziwna aura którą się czuło w jej towarzystwie. Ciężka, mecząca.
Przeszła kolejne skrzyżowanie ku wielkiej metalowej bramie miasteczka studenckiego, by szybko przemknąć do jednego z wysokich domków w którym znajdywał się pokój jej i jej współlokatorki.
Z hukiem rzuciła torbę na ziemię po swojej stronie pokoju i opadła na łóżko.
Przez chwilę wpatrywała się w sufit, ale jej wzrok szybko przesunął się na starą, nieco odrapaną porcelanową lalkę. Wzięła ją do rąk i delikatnie przejechała palcami po jej splątanych włosach.
- Och, Ana, Ana… tylko ty mnie rozumiesz… - westchnęła. - Czemu nikt mnie nie lubi, co?
Pytanie było retoryczne. A przynajmniej powinno być.
- Może gdybyś przestała gadać do lalki i dosłownie być dziwaczką, ktoś chciałby z tobą pogadać.
Głos Angeliki rozbrzmiał w pokoju. Współlokatorka właśnie weszła, zrzucając torbę na swoje łóżko. W jej tonie było coś kpiącego, ale i odrobina troski.
Marta gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na nią speszona.
-Ja… ja nie… - Zerknęła na lalkę i niemal odruchowo odsunęła ją na bok.
- Myślisz? Ale niby jak?
Angelika wzruszyła ramionami.
-Nie wiem. Może najpierw przestań się chować pod tymi kapeluszami i siedzieć w kącie sali. Sama.
Zawahała się, jakby rozważała, czy dodać coś jeszcze.
- Ubierasz się… inaczej. To nie problem, ale ludzie nie wiedzą, jak do ciebie podejść.
Może spróbuj im to ułatwić?
Marta zacisnęła usta. W pierwszym odruchu chciała odpyskować, ale zamiast tego spuściła wzrok. Może Angelika miała rację? Może rzeczywiście warto spróbować…
Prawda?

Nazajutrz Marta postanowiła spróbować czegoś innego. Zamiast otaczać się murem obronnym, jak zwykle, postanowiła być bardziej „normalna”. Zdecydowała się na prostszy strój – zwykła koszulka i dżinsy, włosy spięte w luźny kucyk. Zrezygnowała z kapelusza, który na ogół chronił ją przed spojrzeniami innych, tym razem zostawiając go w pokoju. Chciała, by ludzie ją po prostu zauważyli – bez tego całego dystansu, który przez tyle czasu sama sobie budowała.
Uśmiechała się do innych, starając się być bardziej otwarta, próbując zerwać z atmosferą niechęci, którą sama stworzyła wokół siebie.

Co kilka chwil kierowała do kolegów drobne uwagi, starała się wejść w rozmowy, nawiązać kontakt, który dotąd wydawał się jej niemożliwy.

"Może to właśnie tego mi brakowało – nie próbować być inna, tylko po prostu... być tu, z nimi, wśród nich" – myślała, idąc do szkoły.
Jednak rzeczywistość okazała się brutalna. Próby rozmowy kończyły się milczeniem, a czasem wymownym spojrzeniem pełnym pogardy. Koleżanki

i koledzy nie tylko ignorowali jej wysiłki, ale zaczęli się z niej naśmiewać jeszcze bardziej. Komentarze stawały się coraz bardziej złośliwe. „Chyba nie zauważyłaś, Marta, że nie pasujesz do reszty?” – to była jedna z najbardziej łagodniejszych ripost, które słyszała. W sali pełnej śmiechów, rozmawiających grup, ona stała jakby poza czasem, jakby ktoś odciął ją od normalnego życia.
Mimo prób udawania, że wszystko jest w porządku, w środku czuła się coraz bardziej obco. "Co takiego zrobiłam? Przecież próbuję tylko być taka jak oni…" Zastanawiała się, czy naprawdę jest to możliwe. Z każdą chwilą jej zapał słabł, bo czuła, że nie da się oszukać wszystkich.

Nie da się zmienić siebie w kogoś, kim nigdy nie była. Zaczynała wątpić, czy warto nadal próbować. „Może nie jestem stworzona do bycia częścią tej grupy? Może to po prostu nie jest moje miejsce?” – pytała siebie, patrząc na śmiejących się rówieśników.
-O, świruska się odzywa! Lepiej uważajcie, bo może rzuci na nas klątwę!
Śmiechy, szepty, ukradkowe spojrzenia. Każde jej słowo było dla nich tylko nowym pretekstem do żartu.
Nawet praca nad rzeźbą była udręką. Modelowała głowę, inspirowaną jej ukochaną Aną, ale nie mogła skupić się na pracy. Wystarczyło, że wykładowca się odwrócił, a w jej glinianą figurę zaczynały lecieć śmieci. Kawałki papieru, gumki, nawet strzępy plastiku. Każdy rzucony odpadek to kolejna minuta, którą musiała poświęcić na wydłubywanie go z miękkiej masy.
Punktem kulminacyjnym była jej torba.
Ktoś, przy wszystkich, wysypał całą jej zawartość na podłogę.
Śmiech eksplodował w sali, gdy na ziemię wypadły jej rzeczy – w tym tampony, które zawsze nosiła na wszelki wypadek. Nie mogła już tego znieść.
Jeden dzień. Tylko jeden dzień próbowała się otworzyć – i to wystarczyło, by całkowicie ją upokorzyć.
Czuła, jak drży jej szczęka. Jak ściska pięści. Nie pozwoli im zobaczyć łez. Nie da im tej satysfakcji.
Po zajęciach wróciła do pokoju, omijając wzrokiem telefon, na którym nieustannie pojawiały się nowe powiadomienia. Nie miała zamiaru czytać wiadomości od swoich „kolegów”.
Raz zerknęła.
Jedna wiadomość.
Druga.
Trzecia.
Wszystkie w tym samym tonie.
Już miała odpisać, już miała wyrzucić z siebie całą gorycz, ale powstrzymała się. Nie mogła dać się sprowokować. Oni się tym karmili. Hejterzy.
Wieczór dłużył się niemiłosiernie. Angelika nie wracała na noc – poszła na jakąś imprezę.
Miała spokój.
Marta chodziła po pokoju, z każdym krokiem coraz bardziej niespokojna. Jej myśli pulsowały jak rana, której nikt nie zamierzał opatrywać.
W końcu sięgnęła po Anę.
-Och, Ana, Ana… tylko ty mnie rozumiesz…
Jej szept ledwo rozbijał ciszę.
-Gdybyś wiedziała, jak mi ciężko. Ciągle tylko upokorzenia, szyderstwa… Mam już dość.
Zacisnęła powieki.
-Wszyscy powinni zginąć. Bez wyjątku.
Słowa wypłynęły z jej ust cicho, niemal melodyjnie.
- Tak… zacznijmy od Aleksandra i Dawida…- Jej palce zacisnęły się na lalce.
- Nawet nie wiesz, ile wstydu mi przynieśli. Jak prawie zniszczyli moją pracę…
Westchnęła, opadając na łóżko.
-Ale to nie ma znaczenia. Jutro czeka mnie kolejny bezsensowny dzień…
Przytuliła lalkę, wtulając się w nią jak w pluszowego misia.
Nie zauważyła, że na jej porcelanowych ustach na ułamek sekundy pojawił się cień uśmiechu.

Komentarze

Nie masz jeszcze żadnych komentarzy.