Dolina Genów : Cisza przed burzą

Rozdział 15: Lepiej w domu

Po zaskoczeniach wczorajszej nocy postanowiłeś podzielić grupę na zadania. Marek i Leo dostali robotę wychodzenia na zwiady codziennie rano i wieczorem w promieniu 2 kilometrów. Ty miałeś pilnować porządku w bazie i utrzymywać tam spokój i dobrą atmosferę. Jak zaplanowałeś, ostatniej nocy wyszliście ze strefy gastronomicznej w grupie liczącej trzy osoby: ciebie, Marka i Leo.

- Dobra, przed wyjściem, jak daleko jest ta strefa?

- Jakieś 1-2 kilometry na wschód od schronu. Jeżeli cokolwiek tam będzie, to mamy szczęście.

- Dobra, nie traćmy czasu, tylko chodźmy - powiedział Marek, naciskając przycisk.

Przed waszymi twarzami było widać drzewa rozwalone i uformowane w jakąś ścieżkę.

- To też hybris? - pyta Leo ze zasmuconą miną.

- Nie wydaje mi się. Nie jest aż tak duży.

- Dobra, spokojnie, chodźmy do strefy, bierzemy jedzenie i wracamy, wszystko jasne.

Wracacie jeszcze do bazy po plecaki, paralizatory oraz pistolet maszynowy.Kiedy pierwsza połowa drogi jest za wami, słyszycie, że coś rusza się w krzakach obok was.

- Na ziemię! - szepczesz cicho, kucając i podchodzisz bliżej.

Napięcie rośnie, ale się nie odwracasz. Rozdzielasz liście i widzisz... kompsofrodony jedzące ciało martwego diabloceratopsa. Kiedy małe orientują się o waszej obecności, zamarzają na moment, a potem zaczynają piszczeć i ryczeć. Na początek nikt nie brał ich na poważnie, ale po kilku sekundach zobaczyłeś, że coś leci nad koronami drzew. W tej samej chwili na ziemi wylądowało więcej tych małych pokurczów i zaczęły gryźć was po rękach.

- Spierdalać, wy małe gówna! - krzyczał Leo, racząc jednego z nich prądem.

- Jest ich za dużo! Musimy uciekać!

Przeciskacie się przez hordę hybryd i biegniecie do celu. Po kilku minutach małe zdają się odpuszczać i znikają w zaroślach.Po zabójczym pościgu uspokajacie się i wracacie do rozmów i chichotów, ale ty nadal czujesz, że coś złego się zbliża i jest już blisko. Docieracie do strefy w mniej niż 30 minut i od razu waszą uwagę zwraca wielki podrapany szyld z napisem "Stego-Cafe".

- Myślisz, że coś tam znajdziemy? - pyta Marek z nadzieją w oczach.

- Nie wiem, miejmy nadzieję, że tak.

Wchodzicie do środka i waszym oczom ukazuje się nienaruszona kafejka. Jedynymi szkodami są wybite szyby, przewrócone stoły oraz krew na podłodze.

Jednak dzbanek z kwiatami w kolorze magenty był nienaruszony, co wzbudziło twoje podejrzenia, ale nie przejmowałeś się tym za długo i ograbiłeś pierwszą szafkę z boku. W pierwszej była sama porcelana, którą i tak spakowałeś do plecaka. Kiedy zaczęliście grabić wszystko, Marek krzyknął:

- Ej, patrzcie!

- Co znalazłeś?

Okazało się, że Marek znalazł 4 puszki owoców i 3 litry wody, co wystarczy wam na chociaż 2 dni.

- To jeszcze nie wszystko! Patrzcie co

mam!- Kończąc zdanie, wyjmuje z kieszeni kartę magnetyczną, na której widać imię

"Olivia Ray". Skądś znałeś to imię, więc musiałeś się dowiedzieć, czy miałeś członka w rodzinie, który się tak nazywa. Ale nie było czasu na rozmyślania, teraz musieliście wszyscy szukać jedzenia, a najlepiej helikoptera albo samolotu do ucieczki. Zaczęliście zabierać wszystko, co było potrzebne, od puszek i kartonów do noży i zapasów. Znaleźliście nawet drut kolczasty zwinięty w koło. Kiedy była już godzina 18, postanowiliście wrócić do bazy, ale waszą drogę zagrodził wam wielki Allozaur, który najwyraźniej szukał jedzenia. Nie widział was, ponieważ schowaliście się w budynku, ale kiedy już chcieliście uciec tylnymi drzwiami, usłyszałeś ryk i nagle hybris wybiegł z lasu i staranował allozaura. Gad szybko się podniósł i ugryzł hybrisa w szyję. Genom K

Wydał z siebie fatalny ryk i wbił swoje pazury w korpus allozaura, rozorując mu brzuch. Mogłeś zobaczyć jelita wysypujące się na ziemię, kiedy dinozaur powoli tracił równowagę.Kiedy Leo to zobaczył, łzy napłynęły mu do oczu, ale nie było czasu na szlochy. Kiedy pół martwy dinozaur wydał swój ostatni ryk, wy byliście już w 1/3 drogi do bazy. Nie mogliście się otrząsnąć po tym, co zobaczyliście, ale biegliście ile sił w płucach. Nagle wszystko ucichło i było Słychać tylko wasze kroki.

- Japierdole, to nie jest dinozaur, to jebany potwór! - krzyczał Leo płacząc.

- Wiemy, ale teraz się nie zatrzymuj.

Kiedy już widzieliście schron, czujesz że coś jest za wami. Odwróciłeś wzrok i Zobaczyłeś hhnrisa biegnącego za wami z tym wzrokiem, który będzie cię prześladował nocami. Kiedy byliście przy drzwiach, od razu nacisnąłeś przycisk, a drzwi otworzyły się od razu. Wparowaliście do środka, wywracając się. Zanim drzwi się zamknęły, hybris zdążył zranić Marka w plecy, zostawiając wielki ślad.

- AŁA KURWA!!! - krzyczał Marek w agonii, próbując złagodzić ból wodą.

- Nie możemy go zostawić w takim stanie! - mówi Leo, martwiąc się o kolegę.

- To moja ciotka tu pracowała! - krzyczysz, pokazując na kartę magnetyczną z imieniem i nazwiskiem. - Tylko ona może nam teraz pomóc!

- Ale hybris jest teraz w okolicy! Marek, musisz poczekać kilka godzin, my złagodzimy ból wodą i bandażami, a potem poszukamy tej ciotki!

Kładziecie Marka na kanapie i dezynfekujecie jego ranę wodą. Potem zakładacie bandaże i przykrywacie go kocem.

- To na pewno dobry pomysł?!

- A masz kurwa jakiś inny? - mówisz do Leo, zaniepokojony. - Ma godzinę na regenerację, po upływie czasu idziemy jej szukać. Najpewniej jest w swoim budynku badań. Była chirurgiem dla gości i dinozaurów w razie naszych potrzeb. Na pewno coś na to zaradzi.

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Bądź pierwszą osobą, która skomentuje!