Rozdział 5 : Bieg przez mrok
Nastał dzień i poszliście według ustalonych wczoraj ról. Dałeś też jedno walkie-talkie Markowi, żeby można było się komunikować. Wszedłeś do budynku straży i poczułeś zapach gnijącego mięsa. Podszedłeś bliżej i zobaczyłeś naukowca wypatroszonego jak świnię. Starałeś się nie zwymiotować i odwróciłeś wzrok. Zobaczyłeś dwie duże szafy pancerne, które na szczęście były otwarte. Zajrzałeś do pierwszej i ujrzałeś dwa paralizatory na kijach z przyciskiem aktywacyjnym na dole, apteczkę i kolejną parę walkie-talkie. W drugiej szafce było to samo, tylko dodatkowo znajdowała się saperka.
– To jest najlepsza rzecz, jaką znalazłem od ostatniego tygodnia – mówisz z zadowoleniem.
Wracasz do hotelu, odkładasz wszystkie znalezione rzeczy i idziesz poszukać apteki, do której udał się Leo. Chłopak tymczasem próbował rozszyfrować PIN do skrytki.
– No dawaj… dawaj… – mówi sam do siebie z nadzieją.
Nagle dioda zaświeciła na zielono i skrytka się otworzyła. Były w niej dwie strzykawki ze środkiem przeciwbólowym, dwie duże apteczki, flara i koc termiczny. Zapakował wszystko do plecaka i zaczął iść w stronę bazy. Było to ciężkie, ponieważ plecak ważył ponad dziesięć kilogramów.
– Leooo! – krzyczysz do kolegi, który ucisza cię i prosi, żebyś się zamknął.
Wtedy słyszysz piski dobiegające z apteki. Wybiegają z niej małe, opierzone dinozaury.
– To moros intrepidus – tłumaczy kolega.
– Podejdź powoli i bezszelestnie – nakazujesz.
Ale zamiast posłuchać, Leo zaczyna skakać, krzyczeć i machać rękami. Małe gady uciekły w popłochu jak szczury przed psem.
– Wracamy do hotelu. Musimy odłożyć rzeczy i poszukać Marka.
– Zgadzam się – odpowiada Leo.
Rzuciliście rzeczy na łóżko i od razu poszliście szukać kolegi. Po kilkudziesięciu metrach zauważyliście świecący napis „Restauracja”, który — o dziwo — działał.
– Musimy kiedyś sprawdzić, skąd bierze się ten prąd – mówi Leo poważnie.
W końcu docieracie do szklanych drzwi i widzicie Marka, który siedzi pod stołem.
– Co ty robisz?
– Cicho! – szepce Marek.
Wtedy z kuchni dobiega dźwięk spadających patelni i garnków i widzicie dwa atrociraptory, jeden brązowy, drugi ciemnozielony.
– Musimy uciekać i to szybko.
– Nie wyjdę stąd bez zapasów – odgraża się Marek i w jednym momencie rzuca się na zwierzę z częścią połamanego krzesła. Wbija ją stworzeniu w korpus; ono ryczy i odpycha go ogonem. Uderzenie było tak silne, że złamało Markowi dwa palce, kiedy próbował się bronić.
Nie mogłeś zostawić kolegi, więc skoczyłeś na szyję dinozaura i wbiłeś mu palce w oczy, jednocześnie rozrywając ranę na korpusie. Po kilku minutach jego towarzysz wrócił i skoczył na ciebie, wbijając pazur w bark.
– Pochyl głowę! – krzyczy Leo, uderzając atrociraptora metalowym prętem; pręt wbija mu się w głowę, dziurawiąc czaszkę. Myśleliście, że stworzenie będzie martwe, ale nadal trzymało się na nogach i w końcu uciekło wraz ze swoim kompanem do lasu.
– Wszystko dobrze? – pytasz Marka przestraszony.
– Połamał mi palce… Musimy je czymś usztywnić – odpowiada.
Szybko zbierasz do plecaka owoce w puszce, biszkopty i dwie butelki wody. Łapiesz go za lewy bark, Leo za prawy, i obaj odprowadzacie go do hotelu.
– Jezu, co się stało?! – pyta zrozpaczona Amelia, wychodząc z pokoju.
– Daj jakiś patyk od loda i bandaż albo cokolwiek do usztywnienia.
Dziewczyna podaje ci patyczek od lodów znaleziony w śmieciach i kawałek bandaża z apteczki. Natychmiast zabezpieczasz palce kolegi i wstrzykujesz mu lek przeciwbólowy w rękę.
– Musimy poczekać, aż dojdziesz do siebie. Nie możemy się teraz tak poruszać.
– Złamane palce lecą się cztery–pięć tygodni. My nie możemy tyle czekać – mówi Leo.
Kiedy kończy zdanie, słyszycie coś, co przewraca się w pokoju obok. Przestraszony chwytasz paralizator i powoli poruszasz się w stronę wyjścia, unikając gwałtownych ruchów. Wychodzisz z pokoju i stajesz przy drzwiach.
– Na trzy wchodzimy – mówisz do Leo, który trzyma nóż składany.
– Raz… dwa… TRZY!
Wyważacie drzwi i widzicie poszarpaną, wystraszoną dziewczynę.
– Kim ty jesteś? – pytasz zdziwiony.
– Mam na imię Jin – odpowiada.
– Jak tu zostałaś?
– Porzucona po ewakuacji. Patrzyłam na dinozaury, kiedy upadłam i straciłam przytomność. Kiedy się obudziłam, nikogo już nie było. Pomożecie mi?
– A ty pomożesz nam? Co potrafisz robić?
– Yyyyy… emmmm… umiem… yyy… otwierać drzwi wszelkiego rodzaju… tak właśnie.
– Okej, to na pewno się przyda. Idziesz z nami.
Zaprowadziliście Jin do pokoju i przedstawiliście ją innym. Po zapoznaniu Jin mówi:
– Kiedy straciłam przytomność, ostatnie, co pamiętam, to moment, kiedy telefon wypadł mi z ręki i wpadł do wybiegu z… yyy…
– Z czym? – pyta zdesperowany Leo.
– Z… suchomimami! Możliwe, że jeszcze działa. Musimy po niego iść.
– Spokojnie, pójdziemy po niego, ale dopiero jutro. Musimy nabrać sił i rozpracować plan. Ja, Leo i Jin pójdziemy do wybiegu i poszukamy telefonu. Amelia, Nina i Marek zostaną w pokoju i będą informować nas o potencjalnych zagrożeniach przez walkie-talkie. Kiedy Markowi się polepszy, pójdziemy na zwiady i sprawdzimy, co jest w innych klatkach – mówisz stanowczo.
– Bardzo dobry pomysł – mówi Amelia, kładąc się do łóżka.
– Chodźmy spać, musimy nabrać sił przed jutrzejszym szukaniem – dodaje Nina.
– Dobranoc! – mówi Jin. – Do jutra.
Nastał dzień, a wy byliście już gotowi do drogi i rozdzieleni.
Wyszliście z hotelu z paralizatorami, zapasami i dwiema butelkami wody.
– Czemu nie mogliśmy wziąć karabinu? – pyta Leo.
– Nie mamy amunicji, wiesz, byłby nieprzydatny. – „Kiedy pójdziemy na zwiady, możemy znowu pójść do pokoju ochrony parku poszukać nabojów,” odpowiadasz.
W końcu docieracie do dużego wybiegu. Drzwi, o dziwo, są nienaruszone, a na tabliczce czytacie: „Suchomim rs-2.”
– To ten wybieg! – mówi Jin.
– Drzwi są zamknięte. Mówili, że umiesz otwierać drzwi, więc wykaż się – zwracasz się do nowo poznanej koleżanki.
– Yyy… dobrze – mówi, otwierając skrzynkę z kablami.
Spoglądasz na Leo z wątpieniem.
– Nie wiem, czy mówiła prawdę – mówisz półgłosem.
– Też w to wątpię – odpowiada on.
Zdanie przerywa dźwięk grubych, stalowych drzwi, które powoli się otwierają.
– Zapraszam do środka – mówi Jin.
Wszyscy wchodzicie do wybiegu i szukacie telefonu.
– Gdzie byłaś, kiedy straciłaś przytomność?
– Byłam przy dużym drzewie, na którym było gniazdo ptaków. To ostatnie, co pamiętam.
Szliście po gęstych krzakach w poszukiwaniu opisanego drzewa. W końcu je znaleźliście i zaczęliście przeszukiwać teren.
– Masz coś? – pyta Leo.
– Nic, a ty? – odpowiadasz.
– Też nic. Musimy go znaleźć, dopóki się ściemni.
Minęło 10 minut, 15, 20, aż w końcu Leo krzyczy:
– MAM GO!
– Daj tu! – mówi Jin i wyrywa mu telefon z rąk.
– Co ty robisz?! Musimy zadzwonić po pomoc!
– POCZEKAJ – mówi Jin i biegnie w głąb puszczy.
Nieświadomi tego, biegniecie za nią, krzycząc, żeby się zatrzymała. Po chwili usłyszeliście ryk.
– To suchomim, ale nie dorosły – informuje Leo.
Wtedy ktoś popycha was w krzaki i powalacie się na ziemię.
– Spokojnie, to ja! – woła Jin zdesperowana.
– Co ty wyprawiasz!? Musimy ucie—
Usłyszeliście cichy dźwięk w krzakach obok. Odwracasz się i widzisz małego suchomima, który prawdopodobnie spał.
– To będzie hit na vlogach – mówi Jin zadowolona.
Wyrywasz jej telefon z rąk i mówisz, że nie macie na to czasu. W drodze powrotnej masz wrażenie, że coś was obserwuje. Wyjmujesz paralizator i, nie zatrzymując się, patrzysz dookoła w poszukiwaniu zagrożenia. W końcu z puszczy wybiegł zdenerwowany suchomim.
– Uciekaj! – krzyczy Leo.
Wszyscy biegniecie do stalowych drzwi z nadzieją, że gad was nie złapie. Musicie biec zygzakiem, ponieważ stworzenie nie potrafi szybko zmieniać kierunków. Po chwili dobiegacie do drzwi i wychodzicie z wybiegu, zamykając je.
– Mogliśmy przez ciebie zginąć! – krzyczysz na Jin, popychając ją.
Dziewczyna upada na ziemię i mówi:
– To wasza wina! Po co za mną biegliście?
– Stop! Nie mamy na to czasu. Musimy iść sprawdzić kolejny wybieg – próbuje odciągnąć cię Leo.
Po chwili otrząsasz się i mówisz koleżance, żeby szła za wami i nie robiła głupstw. Dochodzicie do następnego wybiegu w całkowitej ciszy i sprawdzacie tabliczkę: „nasuceratops -n-3 neutralny.” Wchodzicie drabiną na pomost, skąd widać wybieg. Dostrzegasz dwa dinozaury jedzące rośliny i trzeciego pijącego wodę.
– Tu wszystko jest dobrze. Został ostatni wybieg – oznajmiasz.
Idziecie do kolejnej klatki i z daleka widzicie napis: „Kentrosaurus k-4 neutralny.” Chcieliście sprawdzić ilość gadów z czujki jak wcześniej, ale Jin znowu wbiegła do wybiegu przez otwarte drzwi. Chciałeś za nią biec, lecz Leo powstrzymuje cię, mówiąc:
– Odpuść. Nie możemy ryzykować życia. Jest idiotką i pakuje się w kłopoty.
Wchodzicie na czujkę i widzicie ją biegnącą w stronę polany, na której leżał młody kentrozaur, prawdopodobnie ranny. Dziewczyna kładzie się w wysokiej trawie i zaczyna robić zdjęcia. Wtedy matka gada wraca. Widząc intruza, bez wahania macha ogonem i odrywa głowę nowo poznanej koleżance. Ciało upada bezwładnie na ziemię, a telefon leci kilka metrów dalej.
– Nie mogę w to uwierzyć... czy ona? – pyta ktoś szepcąc.
– Tak. Sama się na to naraziła – odpowiada Leo.
– Mogła się nam przydać – mówisz.
– Prawda, ale nie możemy przestać działać. Hybris nie potrzebuje tyle snu co my. Musimy pracować szybko. Amelia i Leo pójdą na zwiady w drugą część strefy dla gości, żeby sprawdzić inne wybiegi. Teraz chodźmy spać, musimy nabrać sił na jutrzejszy dzień. Dobranoc. – mówisz.
– Ja miałem iść na zwiady! Już mi lepiej! – protestuje Marek z desperacją.
– Nie ma opcji. Nadal jesteś poturbowany – odpowiadasz z powagą.
– Ale mówiłeś, że będę mógł pójść! Chcę pomóc!
– Wiem, ale nie mogę ryzykować twojej śmierci. Zaczekaj jeszcze kilka tygodni, zanim gdziekolwiek pójdziesz – mówisz stanowczo.
– Mhm... Prawda. Dobranoc – odpowiada Marek, zaciskając zęby i przewracając się na bok.
Nastał dzień, a Leo i Amelia byli gotowi do drogi. Wyszli z hotelu z plecakiem pełnym zapasów, trzema butelkami wody, paralizatorem ukrytym na dnie plecaka i nożem składanym. Kiedy wstałeś i obudziłeś Marka, Amelia i Leo właśnie odnaleźli pierwszy wybieg. Był duży, z wysokimi drzewami i bardzo odurzającym zapachem.
– To pewnie odchody – mówi Leo do wystraszonej dziewczyny.
Podeszli do tablicy z gatunkiem i sprawdzili ją.
„Albertozaur A-2. Bardzo agresywny.” – było to widoczne na kartce, a brama do klatki była wyłamana w poprzek.
Nagle poczuliście, że coś stoi za wami. Odwracacie się i widzicie młodego allozaura. Nie był duży — maksymalnie 2,5 metra wysokości — ale i tak trzeba było uciekać. Amelia krzyczy, co rozwściecza dinozaura, który po chwili atakuje. Leo popycha Amelię w bok, żeby ją uratować. Niestety gad był szybszy i ugryzł ją w ramię; krew trysnęła na wszystkie strony. Dziewczyna jest żywa, ale w ogromnym cierpieniu. Jej przyjaciel krzyczy:
– Zostaw ją!!! – i rzuca się na dinozaura z nożem składanym.
Szybko dźga go kilka razy w korpus, potem przechodzi na szyję. Młody próbuje walczyć, ale ostatecznie umiera przez rozerwanie tchawicy i wykrwawienie. Leo jest w szoku i przez kilka minut leży przy martwym stworzeniu oszołomiony. Potem przypomina sobie o dziewczynie.
– Amelia! – krzyczy przerażony i rzuca się w jej stronę.
Szybko sprawdza puls — żyje, ale zostało jej niewiele czasu. Trzeba działać. Bierze kawałek dużego liścia i owiją nim ramię koleżanki. W tym samym momencie bierze ją na plecy jak worek i biegnie w stronę bazy. W jego głowie przechodzą najgorsze scenariusze.
– Co, jeśli ona umrze?
– Nie wybaczę sobie tego.
– Muszę jej jakoś pomóc.
Po 10 minutach ciągłego biegu dociera do hotelu, gdzie czekasz ty z Markiem.
– POMOCY!!! – krzyczy zrozpaczony Leo.
– Co się dzieje? – pytasz. – JEZUS MARIA, PRZYNIEŚ SZYBKO APTECZKI I LEKI – rozkazujesz.
Marek bez wahania biegnie do plecaka i wyciąga strzykawkę z lekiem przeciwbólowym oraz apteczkę pierwszej pomocy.
Nina siedzi w kącie, martwiąc się o Amelię w milczeniu. Nie znasz się na medycynie, więc dajesz jej tylko zastrzyk z lekiem przeciwbólowym w ranę. Po zastrzyku przestaje się ruszać.
– Czy ona... umarła?! – pytasz, sprawdzając puls z nadzieją.
Na szczęście żyje i oddycha normalnie. Potrzebujecie czegoś, co może usztywnić bark.
Marek szybko wybiegł z pokoju i pobiegł do apteki w poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego.
– Czekaj! Nie możesz biegać w takim stanie! – krzyczysz za nim, ale on się nie odwraca, tylko pędzi na złamanie karku, drąc się, że nic mu nie stanie.